poniedziałek, 26 grudnia 2011

Prezentowo.

Dom Królowej Matki wyje. Oraz świeci, piszczy, podskakuje i stuka. I miga. Miga bynajmniej nie dlatego, że Królowa Matka umaiła dom i okolicę migającymi światełkami (gdyż Królowa Matka nienawidzi migania - nie mylić z migotaniem, które uwielbia), lecz dlatego, ze Potomki otrzymały były prezenty.

A więc, w kolejności przypadkowej - śpiewają, tak więcej piskliwie, Słodziaki Śpiewaki (o, takie jak na zdjęciu), które Królową Matkę bardzo bawiły, jak je w sklepie widziała, ale przestały bawić, jak - po nabyciu ich przez rozkochaną Babcię - zaczęły podśpiewywać w jej własnym salonie, sypialni, pokoju dziecięcym oraz w każdym innym miejscu, w które mają akurat fantazję zaciągnąć je Starszaki. Dzwoni, piska i brzęczy sześcian edukacyjny oraz stolik edukacyjny Pomponów. Oba są edukacyjne, że ho, ho, wyposażone w klocki na drucie, plastikowe książeczki z obrazkami, plastikową kulę wypełnioną małymi, kolorowymi piłeczkami, dźwigienki, pokrętełka i insze inszości, które Pompony w natchnieniu i z wielkim zapałem przekręcają, pociągają i wieszają się na nich, wywołując istną symfonię brzdęknięć i pisknięć. Stuka chodzik z króliczkami, prezent, który Królowa Matka skłonna byłaby uznać za idealny - Pompony dopadają go z uśmiechem tak szerokim, że gdyby nie uszy odpadłyby im czubki głów, i pchają w upojeniu aż do napotkania pierwszej przeszkody (bowiem jeszcze nie opanowały skręcania), zaś pchając - stukają. Dzwoni i gra zamek Potomka Młodszego, wyposażony w fosę (która, obracając się, gra), most zwodzony (który, opuszczany, gra) oraz solidne wrota (które, otwierane, grają).


 I, oczywiście, nie trzeba dodawać, że one wszystkie śpiewają, stukają, dzwonią, brzęczą i migają jednocześnie.

Otóż tak się złożyło, że krótko przed świętami Matka Pana Małżonka zasugerowała, by w związku z dużą ilością dzieci w rodzinie nie robić prezentów dorosłym, który to pomysł Królowa Matka natychmiast i z wielką energią oprotestowała. O, nie, zakrzyknęła. O, nienienienie. Królowa Matka nie jest przesadnie łasa na dobra materialne, i to mimo bycia dumną właścicielką znaku zodiaku, któremu sugerowane jest patologiczne skąpstwo, chciwość i nieopanowany materializm w każdym absolutnie horoskopie. Królowa Matka lubi za to drobiazgi, które świadczą o pamięci, sympatii i dają miłą świadomość, że ktoś o nas pomyślał (oraz książki). Nie chce dostawać wypasionych dóbr materialnych, wykwintnej biżuterii, buteleczki Remy Martin Louis XIII za jedyne 1.290,92 euro ani Hondy (jaką dostała jedna jej kuzynka). Ale zdecydowanie chce dostawać prezenty. Choćby był to komplet świec o zapachu cynamonu, zwój filcu, pudełeczka koralików albo muliny do haftu (oraz książki). I zdecydowanie chce je dawać. Mając nadzieję, że prezentobiorcy nie mają dość jej szytych z filcu choinek, słoni, ryb i kur, haftowanych obrazków, dzierganej garderoby (oraz książek), ponieważ na prezenty okazałe, budzące powszechną zawiść i czyszczących konta Królowej Matki i tak nie stać, i nigdy stać nie będzie. Prezentów w święta, zdaniem Królowej Matki, nie daje się, by się postawić, zastawić, zaszpanować i wyczyścić sobie konto. Daje się je, by okazać miłość, sympatię i radość, że się jest razem. Dar w postaci Kooh-i-noora nie jest do tego niezbędny (chociaż i owszem, jest to ładna błyskotka, rzekła sroka ukryta w Królowej Matce).

Po doświadczeniu tych świąt zaś Królowa Matka utwierdziła się w przekonaniu, że prezenty lubi dostawać i dawać (a żaden z jej darów, rzecz szczególna, nie dzwoni, nie błyska i nie wyje elektronicznym głosem), że dorośli nie powinni być z przyjemności dawania i, zwłaszcza,  otrzymywania prezentów wyłączeni, za to powoli zaczęła dojrzewać w niej koncepcja, że nie powinny dostawać ich dzieci ;D...

11 komentarzy:

  1. Elek dostał bekającego renifera ... i to wszystko w tym temacie :D
    Kuchnia też wystartowała ... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciesz się z jedynaczki :D!!!
    Bekający renifer... co z szczęście, że żaden z moich synów nie wyczaił nigdzie takiego cuda... ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas slodziak to niewypal. Corka sie go boi. Matka sanepid

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś kupiłam taką grającą lokomotywę synkowi znajomych, byli mi bardzo wdzięczni ;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Na pewno, wcale w to nie wątpię :D.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedyna nadzieja, ze baterie sie wyczerpia :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tą nadzieją żyjemy od trzech dni :). A potem sie powie że nas nie stać na nowe, z powodu wykosztowania się na swięta ;D.

    OdpowiedzUsuń
  8. My mamy zuzupeca, który wypada pod nogi znienacka. A baterii nie ma -tylko akumulatorki *łka cichutko*

    OdpowiedzUsuń
  9. Moi synowie pożądali, ale w sklepie nie znalazlam :D. Hura!

    OdpowiedzUsuń
  10. Pomysł niezarzucania dzieci prezentami genialny :) Niestety od wielu lat kolejne pokolenia poddają się, bo jest kompletnie nie do zrealizowania. :)) To przez lobby dzieci oraz... producentów. Muszą być oni w zmowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plus lobby babć. Nieugięte i nie poddające sie pertraktacjom... ;)

      Usuń