środa, 19 października 2011

Cztery lata temu...

Cztery lata temu o tej samej porze Królowa Matka spała snem sprawiedliwej, a obok niej równie kamiennie spał Potomek Młodszy, nowiutki i prawie nie używany, liczący sobie imponujące dziesięć godzin życia.

Ciąża Królowej Matki należała do trudnych.

Nie, nie fizycznie. Fizycznie Królowa Matka znosiła ją bez kłopotów, trudności ani szczególnych przypadłości (jeśli pominąć fakt, że przez trzy miesiące nie mogła jadać ogórków kiszonych, co do dziś Potomkowi Młodszemu wypomina w chwilach rozgoryczenia), za to psychicznie była w dole przede wszystkim dlatego, że jej pierwsza ciąża zakończyła się dużą traumą i przez dziewięć miesięcy tej Królowa Matka dzień w dzień bała się, że nastąpi powtórka z bardzo mało rozrywkowej rozrywki. Przeżywała więc z zaciśniętymi wewnętrznie zębami kolejne tygodnie, odhaczając te schizy, które traciły aktualność.

Schiza pierwsza - że ciąża o każe się pozamaciczna. Nie okazała się. Schiza druga - żeby przekroczyć trzydziesty tydzień bez szwanku. Trzydziesty tydzień minął. Schiza trzecia - żeby donosić. W trzydziestym ósmym tygodniu Królowa Matka uspokoiła się znacznie i poświęciła się przeżywaniu schizy ostatniej - żeby urodzić naturalnie.

Gdy jednakże termin minął Królowa Matka zaczęła  przejawiać pewien niepokój i była już, już o jeden mały, maluteńki krok od popadnięcia w schizę piątą, że mianowicie pozostanie w ciąży już do końca życia, co Królowej Matce wydawało się rozwiązaniem (nomen omen) nieco jednak męczącym, gdy oto o pierwszej w nocy, kiedy Królowa Matka (po obejrzeniu filmu, programu publicystycznego i lekturze aktualnego numeru "Polityki" oraz wzięciu prysznica) postanowiła wreszcie iść spać i pochyliła się, by ucałować na dobranoc swoje (wtedy jedyne) Dziecię, wody jej odeszły.

Pierwszą myślą Królowej Matki (logika nie była nigdy jej mocną stroną) było, żeby położyć się i przeczekać, bo to na pewno jeszcze nie to. Następnie trzeźwo pomyślała, że odchodzenie wód jest jednym z najgłupszych odczuć znanych ludzkości, coś jak krew z nosa, leci nie wiadomo czemu i nic z tym nie można zrobić. Wreszcie z westchnieniem uznała, że to jednak chyba jest TO, trzeba wstać i urodzić to dziecko, i zadzwoniła do Pana Małżonka nocującego u swojej Mamuni, który powinien był warować przy telefonie jak doba długa, ale o pierwszej trzydzieści w nocy nie warował. Przyszedł do siebie jednakże nadspodziewanie szybko i odwiózł Królową Matkę na porodówkę (przejeżdżając przy okazji pod prąd po remontowanym właśnie odcinku jezdni z "A niech mnie nawet policja złapie!!!" na ustach).

Na porodówce Królową Matkę zbadano i przyjęto bez większego przekonania, jako że, choć wody się lały, rozwarcia właściwie nie było, w związku z czym Pana Małżonka odesłano do domu sugerując, by wrócił o ósmej rano gdy "coś się może zacząć dziać".

Zbadana o ósmej Królowa Matka (która poprzednie cztery godziny przespacerowała po korytarzu, bowiem ją nosiło i za nic nie mogła usiedzieć w miejscu) ujawniła dwa centymetry rozwarcia. Dokonawszy obliczeń ("Jak o trzeciej w nocy miałam pół centymetra, a o ósmej - dwa, to znaczy, że...) Królowa Matka ustaliła, że rzecz się nie rozwiąże przed osiemnastą i spokojnie zajęła się czekaniem, przysypiając między skurczami (bo właśnie mijała doba bezsenności i Królowa czuła się troszkę wyczerpana).

Około jedenastej poczuła w dole brzucha jakiś niepokój i pomyślała w lekkim popłochu, że jeśli sytuacja będzie się dalej rozwijać w tym tempie, to do tej osiemnastej może jednak nie wytrzymać i zacząć się zachowywać jak rodzące bohaterki większości filmów, to znaczy obrzucać inwektywami Personel, w przerwach obrzucania wrzeszcząc co sił w płucach, grożąc Panu Małżonkowi: "Już nigdy mnie nie dotkniesz!!!!" oraz częstować go obelgami typu: "Ty mi to zrobiłeś, bydlaku (albo i jeszcze co więcej wymyśli, nic to, ze w afekcie)!!!". Przypomniawszy sobie, że Personel zachęcał do brania prysznica, mającego jakoby łagodzić ból, postanowiła udać się do łazienki i sprawdzić rzecz na własnej skórze.

W łazience, lejąc sobie wodę na odcinek lędźwiowy kręgosłupa zgodnie z zaleceniem, Królowa Matka usłyszała nagle, nie, nie usłyszała, "poczuła" jest znacznie lepszym określeniem, Królowa Matka poczuła zatem w swojej głowie głosik. Głosik, nieodparty i pierwotny, pochodzący z tej warstwy mózgu, o której Homo Sapiens z wyższością Pana Stworzenia myśli, że jej nie ma, szeptał natrętnie: "Przyj! No, poprzyj troszkę, spróbuj, co ci szkodzi?" i Królowa Matka się przestraszyła. Nie tego, ze ma część mózgu produkującą głosik, ale tego, że zaraz głosika posłucha, wskutek czego będzie zmuszona odebrać swoje dziecko własnoręcznie.

Pan Małżonek ujrzawszy Królową Matkę wyłaniającą się z łazienki z nietypowym dla niej wyrazem twarzy uznał, że sytuacja dojrzała do wzywania Personelu Medycznego na pomoc. Personel nie spieszył się wszakże, bo, odebrawszy jeden skomplikowany poród oraz drugi, który skomplikował się w trakcie, jadł spóźnione śniadanie i nie zamiarował lecieć na wezwanie histeryczki, która cztery godziny wcześniej miała rozwarcie na głupie dwa centymetry. Trzeba jednak przyznać, że badanie Królowej Matki, gdy już do niego doszło, przebiegło w tempie ekspresowym. Pani Doktor rzuciła okiem i orzekła: "Dziewięć centymetrów, na salę porodową zapraszamy!", czym wprawiła Królową Matkę, ciągle czekającą na rozdzierające bóle, a odczuwającą w sumie zaledwie dyskomfort, w lekkie pomieszanie i tylko odebrane w dzieciństwie staranne wychowanie nie pozwoliło jej poddawać opinii Fachowca głośnej krytyce.

W drodze na salę na dystansie jakichś dwóch metrów Królowa Matka miała trzy skurcze, uznała zatem, ze ten dyskomfort to chyba jednak są te bóle porodowe, które każą Filmowym Bohaterkom mieszać z błotem Ojców Ich Dzieci, wdrapała się na fotel, i od tej chwili do finału jej poród wyglądał mniej więcej tak:

- Proszę teraz nie przeć! Dobrze! Przemy! Raz, dwa, trzy! Teraz proszę odpocząć! Niech pani oddycha! I jeszcze raz, brodę do mostka, pan pomaga żonie! Dobrze! Teraz jeszcze raz, to już będzie ostatni, pani się złapie uchwytów! Raz, dwa, trzy... ooooo, takie porody lubimy!!!...

... i Królowa Matka też :).

W chwilę później podano Królowej Matce dziecko płci niewątpliwie męskiej i będącej niewątpliwie Chińczykiem (łącząca je z Królową Matką pępowina nie świadczyła o niczym), i to Chińczykiem do złudzenia przypominającym Mao Tse Tunga.

 A gdy Królowa Matka wpatrywała się w jego twarz (a właściwie w policzki z wystającym spośród nich nosem, bo to właśnie stanowiło twarz Potomka Młodszego u zarania jego żywota) oczekując, że rozewrą się niebiosa, spłynie z nich łuna niebiańskiego blasku przy wtórze anielskich pieni, a przynajmniej odczuje te głęboką więź łączącą Matkę i Jej Nowonarodzone Dziecię, słowem, że dostąpi olśnienia, o którym tyle czytała (nieistotne, czy miałby to być wyrzut hormonów do mózgu czy gdzie je tam wyrzuca, czy uaktywniona pierwotna więź, czy dar Bogów i Aniołów Stróżów), Potomek Młodszy uchylił niechętnie jedno oko, którym łypnął na Królową Matkę z senną ciekawością, ale bez szczególnego zaangażowania, co wywołało u niej, zamiast mistycznych uniesień, stłumiony chichocik.

I tak właśnie wyglądało pierwsze Spotkanie Królowej Matki z jej obecnie czteroletnim, wymownym i zabawnym Potomkiem, który zamówił na urodziny taki właśnie torcik:



... z takimi apetycznymi detalami:
 


... a nawet z większą ilością detali (pytanie Potomka Młodszego po obejrzeniu tortu: "A czemu nie zrobiłaś żadnej muchy, mamo?").

Sto lat, Młodzieńcze :)!

4 komentarze:

  1. "Akustycznie twój poród" przebiegał tak, jak Chmielewskiej (Autobiografia tom drugi) :D Brakowało mi rzecz jasna torebki z monogramem...

    Oraz, niesamowity jest ten głosik, co każe - kilka razy już o tym słyszałam...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Brakowało mi rzecz jasna torebki z monogramem... " :)) To dlatego, że rzecz sie rozegrała za szybko, by położne miały czas, by przejść do konwersacji towarzyskiej, w Książeczce Zdrowia Dziecka mam "Czas II fazy porodu" zaokraglony do 5 minut, bo 3 wygladałyby dziwacznie :D.

    Lubię głosik, co każe, ale to dlatego, ze ja lubię zwierzęcą część mnie :))).

    OdpowiedzUsuń
  3. tez pierwsze skojarzenie mialam z torebka Chmielewskiej :)a torcik i tu pochwalam.

    OdpowiedzUsuń
  4. A i pochłonięty został błyskawicznie, niczym przez czarną dziurę, że się pochwalę :D.

    OdpowiedzUsuń